2.
W szkole radziałam sobie bardzo dobrze. No przynajmniej na początku. Potem gdy weszły trudniejsze rzeczy przestałam w ogóle się starać. To było było jeszcze w podstawówce. Potem miałam okres,że nie słuchałam nauczycieli ani nic nie robiłam na lekcjach, nie wypełniałam swoich obowiązków. Taki okres buntu, podczas dorastania. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy poznałam Milesa. Miałam wtedy 16 lat. Byliśmy w szkole, na lekcji literatury angielskiej. Od miesiąca trwał mój bunt, po przerwie jaką miałam, żeby się odemnie odczepili, tylko teraz miałam najgorszy swój etap i nie było widać końca. Teraz był okres, kiedy zmieniłam swój ubiór na wyzywający. Raz próbowałam tak wyjść z domu to mama, mimo że jestem już prawie dorosła, dalej uznawała kary za nieposłuszeństwo. Dostałam wtedy tak po kościach, że wszyscy się pytali co się stało. Miałam pręgi na skórze w bardzo widocznych miejscach. Matka straciła na chwile rozum wtedy. Nigdy więcej nie wyszłam tak. Bałam się. Nauczyłam się wtedy jak ukrywać rzeczy. Tak więc przemycałam ubrania, kosmetyki do makijażu do domu i chowałam w dziurze za łóżkiem.
Ta dziura powstała jeszcze przede mna, przed zajęciem przeze mnie pokoju. Nigdy nie wspomniałam rodzicom o jej istnieniu. Chowałam tam najulubieńsze zabawki, których nie chciałam by mama zabrała, czasem słodycze, gdy nauczyłam się jaki to wielki skarb. Wracając z krainy marzeń. Miles. Pierwszy raz go widziałam wtedy, a okazało się że to jego pierwsza lekcja w naszej szkole. Siedzieliśmy i omawialiśmy Hamleta Szekspira. Nauczycielka nudziła niemiłosiernie. Miałam dość. Jakieś nudy o czaszkach, miłości, kiedy wszedł on. Wysoki, umięśniony. Nie przesadnie, ale w sam raz. Twarz miał pociągłą, mocno zarysowaną, z orlim nosem. Niebieskie oczy, przyciągały wzrok i nie pozwalały się oderwać. Wszedł pewnie do klasy z uśmiechem na ustach wyrażającym"jestem najlepszy". Ja podniosłam wzrok z zeszytu w którym bazgrałam jakiś wzorek i juz nie oderwałam wzroku dopóki nie usiadł obok mnie. Kiedy
wszedł zrobiło się zamieszanie wśród uczniów. Zaczęły się szepty i pokazywanie palcami, nie dokońca dyskretne. Nauczycielka ze starości nic nie zauważyła, tak więc przybysz musiał chrząknąć by przykuć jej uwagę. Śmiech na sali pojawił się błyskawicznie. Nasz nowy kolega uśmiechnął się do nas skłonił głowę, jak na jakimś cholernym przedstawieniu i zwrócił się do pani Jones:
-dzień dobry prosze pani -powiedział nie przestając sie usmiechac i podal jej trzymana kartke i dodal z ironia w glosie- mam nadzieje ze bardzo nie przeszkadzam.
-witam chlopcze, milo Cie widziec -powiedziała czytając kartke - prosze prosze, widze ze omawiales Szekspira juz. Niestety my wlasnie zaczynamy, wiec proponuje bys zajal sie czyms innym w lawce i nie przeszkadzal klasie w lekcji. - spogladajac na niego i lustrujac wzrokiem sale- tam obok Emily jest miejsce, zajmij je prosze.
Usmiechnela się do niego, odwróciła i zaczela dalej prowadzić lekcje. Mi serce zabilo szybciej kiedy uslyszalam ze ma siąść obok mnie. Niewiedzialam dlaczego, ale bylo to niespotykane uczucie. Miles spojrzal po sali i usmiechnal się do mnie. Poczulam jeszcze szybsze bicie serca jesli to bylo wogole mozliwe, a on jakby czytając mi w myslach poszerzyl usmiech i przemierzając przez sale usiadl obok mnie. Cala klasa na nas patrzyla. No dobra na niego, ja nie bylam wyjątkiem, ale on patrzyl na mnie. Kiedy usiadl sposcilam wzrok na zeszyt i staralam sobie przypomniec jak dalej ma wygladac moj rysunek. Pani Jones niczego nie zauwazyla, bo co ma zauważyć osoba tak wiekowa, i dalej omawiala poszczególne fragmenty dziela. Czesc klasy juz odwrocila wzrok i zajela sie wlasnymi sprawami, czesc jeszcze się patrzyła i komentowala przyciszonym glosem cala scene. Ja patrzylam w zeszyt i rysowalam, ale czulam na policzku palacy wzrok młodzieńca siedzacego obok mnie. Tak siedzieliśmy cala lekcje. Raz odworcil wzrok by zobaczyc sale dookola ktora byla prawie pusta i znow patrzyl na mnie. Na minute przed dzwonkiem wstalam i pospiesznie oposcilam sale. Uslyszalam jak ktos za mna wstaje, ale po wyjsciu za drzwi klasy puscilam sie biegiem do toalety dla dziewczat. Nie odwracałam sie. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Słyszałam bicie własnego serca i wolajacy mnie glos:
-Emily! Emily! Stoj! Emily!!- ten glos. Chcialam moc slyszec tylko ten glos. Jednak bylam pewna ze beda klopoty dlatego wbieglam do toalety i zamknelam jedna z kabin, dyszac i dziekujac w duchu konstruktorom ktorzy ja tak blisko wybudowali. Jednak moja radosc nie trwala dlugo. Uslyszalam jak drzwi sie otwierają i ktos wchodzi do srodka. Na początku myślałam że to jakas dziewczyna nagle samotnie wybrala sie na poprawe makijazu. Mylilam sie. To byl on. Cicho pukal do kazdej z kabin i ja otwieral, nucac pod nosem jakas stara piosenke przeboj lat 80. Dotarl wreszcie do mojej kabiny. Zapukal potem popchnal drzwi. Nie otworzyly sie. Pogratulowalam sobie w duchu, teraz mnie nie dostanie. Stalam przed toaleta juz odprężona kiedy cos kliknelo i drzwi zaczely sie otwierac. Zamarlam ze zdziwienia. On sie tylko usmiechal kiedy juz zobaczylam jego twarz. Te oczy byly jak ocean, mialam ochote sie w nich zanurzyc,
poplywac. Ale bylo tez cos dziwnego jakby mroczna czesc jego natury wyszla na wierzch. Nic nie mowiac wszedl do kabiny,zmuszając mnie troche dalej i zamknal drzwi. Powinnien zagrzmiec drzwonek i toaleta powinna pekac w szwach, ale nic takiego sie nie zdarzylo. Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze 10 min do dzwonka. Zaklelam w duchu. Jaka ze mnie idiotka. Juz sie opanowalam, teraz bylam zla i nie ukrywalam ze jestem zla. On tylko sie zasmial
-jestes slodka jak sie zloscisz Emily -powiedzial dalej sie smiejac jak jakis 7 latek- och Emily dlaczego uciekalas przeciez Cie wolalem?
-dlaczego mnie goniles? -odparlam gotujac sie ze zlosci
-bo uciekalas a nie zdazylem sie przedstawic -odparl z jeszcze wiekszym usmiechem na tej przystojnej twarzy
-jestem Miles Smith nowy uczen przybyly z Nowego Yorku a Ty? -blysk zebow, skloniecie glowy, wesola mina ale z powazniejszym tonem. Jescze tylko brakowało by pocalowal mi reke jak w jakims kiepskim starym filmie. Odpowiedziałam niechętnie
-jestem Emily Black.
-milo Cie poznac Emily.
Atmosfera w ciasnej kabinie zrobila się dziwna. Nie wiedzialam co sie dzieje. On tam stal i sie usmiechal opierając sie o ścianę i patrzac na mnie wyglodniale. Nie wytrzymalam:
-czego chce... - niedokonczylam. Poczulam jak jego usta stykaja sie z moimi. Szok. Stalam sparaliżowana z sercem bijacym w piersi jakby chcialo wyskoczyć i przebiec caly kraj bez tchu, z ustami chlopaka na moich. Trwalo to wiecznosc. W rzeczywistości kilka sekund, potem on oderwal sie stanal prosto, usmiechnal sie i wyszedl bez slowa zostawiajac mnie w kompletnym zaskoczeniu. Stalam jeszcze chwile nie mogac sie poruszyc, moje mysli przelatywaly jedna przez druga. W glowie milion pytan ale brak odpowiedzi. Kiedy juz moglam sie ruszyc zaczelam sie zbierac do wyjscia. Nie zauwazylam nawet kiedy zadzwonil dzwonek. Teraz lazienka wypelnila sie odgłosem rozmozmów koleżanek. Siegnelam po torbe lezaca na ziemi. Tu szok. Spojrzalam na dół, a tam pusto! Nie moglam w to uwierzyc. Gdzie sie podziala moja torba? Lezal tylko skrawek papieru. Miałam go nie podnosić, gdy jakaś siła wzięła I zrobiła to za nie. To co przeczytałam, było z początku niezrozumiałe jak język inków, ale po chwili dostałam olśnienia.
"Jest moja, jak zasluzysz dostaniesz ja M."
Mialam ochote go zabic. Okradł mnie! I to po pierwszej lekcji. Jaka ze mnie glupia dziewczyna. Wybieglam z lazienki i zaczelam szukac tego faceta. Myslalam ze wybuchne. Przelecialam korytarze nic. Tylko wszedzie te same znajome twarze. Zrezygnowana wrocilam do szafki. A tu
zaskoczenie. Kartka papieru przyczepiona taśmą, podoba do wcześniejszej. Myslalam ze znow ktos sobie zarty stroi, to był by nie pierwszy raz kiedy ktoś bawi się moim kosztem, ale przeczytalam ja:
"No no no szybko myslisz, moze teraz pomyslisz nad swoim strojem? M."
Stalam gapiac sie w kartke nic nie rozumiejc. Co on ma do mojego stroju? Bluzka na cienkich ramiaczkach z głębokim dekoltem z dzinsowa krotka kurtka, do tego czarne mini, kabaretki i wygodne buty na plaskim obcasie. Wiem ze przesadzam, ale mi sie to podoba. Obrocilam kartke ze zloscia sprawdzic czy nic nie napisal wiecej, a tam tylko jedno slowo.
"Szafka"
Nie wiedzac co zrobic otworzylam ja wyrzucajac przy okazji kartke do bliskiego kosza. Kiedy spojrzalam do szafki wisiala tam kremowa sukienka do polowy ud z dekoltem zakrywającym wszystko co trzeba, będącym jednak na tyle dużym by nie było wątpliwości co jest pod spodem. Do tego buty pasujace kolorystycznie. Stalam w szoku. Oczywiscie byla kolejna kartka przyczepiona do wieszaka sukienki
"Moim zdaniem w tym bedziesz wygladac duzo lepiej. M."
Nie wiedzialam co powiedziec. Rozejrzalam sie po korytarzu w poszukiwaniu ukrytej kamery czy kogos krzyczacego niespodzianka. Nic takiego się nie stało. Wiedzialam ze za chwile kolejna lekcja. Jednak nie moglam sie opanowac i dotknelam sukienki. Była przepiękna. Wyjelam ja i obejrzalam. Nie wiedzialam co zrobic. Ubrac ja czy nie dac sie bawic w podchody. Przypomnialam sobie o plecaku i moich rzeczach. Nie moglam ich stracic bo mialabym szlaban i te pieniądze zarobione dzis rano. To byly moje jedyne oszczednosci. Musialam go odzyskac. Postanowilam zabrac sukienke i buty na lekcje, gdyz zadzwonil dzwonek. Idac z moim nowym 'plecakiem' zastanawialam sie kiedy sie przebrac. Postanowilam pojsc do najblizszej lazienki. Weszlam i przebralam sie. Ogladajac sie w lustrze rozplakalam sie. Wygladalam tak pieknie. Ta sukienka byla stworzona na mnie. Pasowala idealnie. Buty okazaly sie w dobry rozmiarze na obcasie, ale podkreslajace moje nogi. Zalowalam ze nie mam takich wiecej. Postanowiłam odrazu stonowac makijaz i wlosy. Kiedy skonczylam zmienilam sie nie do poznania. Ale jaki to byl efekt. Bylam piekna. Zebralam swoje rzeczy i udalam sie na lekcje, szukajac wymowki po drodze spoznienia. Weszlam do klasy i juz mialam zaczac sie tlumaczyc kiedy nauczyciel przestal pisac i spojrzal na mnie. Pan Gary upuscil krede i otworzyl usta. Kiedy spojrzalam na klase widzialam niedowierzanie i szok na twarzach kolegow.
-Emily to Ty?- zapytal pan Gary
-tak to ja-potwierdzialm -ja chcialam przeprosci za spoznienie prosze pana poszlam sie przebrac -tlumaczylam sie nie poradnie nie wiedzac co mowic
On tylko stal nie wierzac. Niesmialo spytalam
-moze ja usiade?
-a tak tak siadaj -pokiwal glowa
Kiedy szlam na swoje miejsce czulam na sobie wzrok wszystkich, ale ja szukalam jego. Siedzial ławkę obok mojej. Uśmiechal sie i kiwal glowa z uznaniem. Mialam ochote go zabic. Jednocześnie chciałam mu podziękować. Jednak nie dalam mu tej satysfakcji. Usiadlam i skupilam sie na lekcji. Pan Gary jakos sie otrzasnal i zaczal spowrotem pisac cos na tablicy. W miare jak mijaly minuty kolejne osoby odwracaly wzrok. Ale nie on. Sięgnął do swojego plecaka i wyja z niego moj zeszyt i olowek, nachylił się i polozyl mi go na lawce. Poczułam zapach jego perfum. Jaki on był niesamowity! Wszystkie jego części pasowały do siebie idealnie, nawet ten zapach, chciałam rzucić mu się na szyje albo zabrac koszulke I z nia spac.
OH Ty głupia dziewczyno! - wrzasnął mój zdrowy rozsądek - to tylko chłopak, nikt więcej
To nie tylko chłopak - odparłam w głowie. Miałam racje to nie był tylko chłopak, ale o tym dowiedziałam się później. Narazie to był cały mój świat. Nic na to poradzić nie mogłam.
Skinęłam głową w podzięce za moje rzeczy i otworzyłam zeszyt, mając zamiar narysować kolejny wzór. Kolejne zaskoczenie. Nie był to mój zeszyt. Znaczy był, ale tylko okładka była taka sama. Na pierwszej stronie mojego zeszytu narysowałam smoka I lwa w walce. Tutaj był tylko numer telefonu. Przewróciłam na kolejna strone to samo. Kolejna znów, I następna I następna I jeszcze jedna. Przejżałam cały zeszyt I był tylko ten numer telefonu. Nie wiedząc co się dzieje spojrzałam na Milesa a on tylko mrugnął I wykonał gest mówiący "zadzwoń do mnie". Wykonałąm przeczący ruch głową z przepraszającą miną. Zmarszczył brwi, uśmiech mu przygasł. Chyba go uraziłam, pięknie pomyślałam. Dalej patrzył na mnie zamyślonym spojrzeniem. Naszczęscie nikt w klasie nie zwracał już na nas uwagi, bo chyba bym tego nie wytrzymała. Nie wiedząc co zrobić zaczęłam rysować na wolnym miejscu na pierwszej lepszej stronie. Narysowałam telefon, a na nim dwie skrzyżowane kreski, oznaczające zakaz. Pokolorowałabym to ale nie miałam piórnika więc taki czarno- biały pokazałam chłopakowi z zakłopotaną miną. On spojrzał na rysunek to na mnie, najpierw zaskoczony, potem myślący a potem wydawało mi się że się uśmiechnął. Ma mnie za gorszą, pięknie. Posmutniałam I spóściłam oczy na zeszyt, który zdarzyłam położyć czując wstyd. Nie miałam komórki, ani komputera, a telewizje mogłam oglądać rzadko, najcześciej kiedy nie było rodziców w domu. Stąd moje zamiłowanie do książek, których nie brakowało w domu I do malarstwa. Czułam się źle ze taki chłopak jak Miles musiał mnie poznać. Kiedy tak rozmyślałam wpatrzona w zeszyt usłyszałam ciche stukniecie o blat
mojej ławki. Spojrzałam a tam leżał telefon. Kolejny szok. Jeszcze kilka takich a dostane zawału chyba. W głębi duszy wiedziałam od kogo to ale musiałam się upewnić. Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął kiedy moje spojrzenie natrafiło na jego I zasalutował. Zaczęłam kręcić głową I spróbowałam oddać mu urządzenie. Rozłożył ręce w geście obrony I nie chciał go wziąć. Nie wiedziałam co robić. Nieznany chłopak dał mi dziś sukienke, buty a teraz telefon. to było nie prawdopodobne. To nie mogła być prawda. Uszczypałam się. Nic. Dalej byłam na lekcji pana Garya, w wspaniałej sukience, a on siedział obok. Wzięłam ołówek, znalazłam wolne miejsce I zaczęłam rysować. Czułam na sobie spojrzenie Milesa ale musiałam to namalować. Kiedy skończyłam pokazałam to jemu. O mało co nie spadł z krzesła ze śmiechu. Namalowałam dziewczynę a obok niej chłopaka, podobnych do nas. Z mojej podobizny wystawał dymek "NAPRAWDĘ?!". Nie wiem z czego się śmiał. Z podobizn, które nie były aż takie złe wg mnie jak na 5 min pracy czy z mojego sposobu komunikacji. Koledzy się popatrzyli na nas, ale ja myślałam czy się uspokoji. I tak już czułam się zażenowana. Chciałam znów wybiec z klasy. Spojrzałam na zegarek. Zostały dwie minuty. Odetchnęłam z ulgą. Zakmnęłam zeszyt, chwyciłam go w ręce, pan Gary właśnie powiedział ostatnie zdanie I powiedział że jesteśmy wolni, więc ruszyłam z miejsca szybko próbując opuścić salę. Poczułam szarpnięcie I wyladowałam w czyjiś ramionach. Zastanawiałam się w głowie co mi jeszcze się dziś przytrafi. Poczułam ten zapach. Pierwszy nasz dotyk, miałam zapamiętać go na zawsze. Wiedziałam że staliśmy się sensacji dzisiejszego dnia. On się tym nie przejmował chyba. Z łatwością mnie podniósł I wziął na ręce. Poczuł że mu się wyślizguje kiedy zemdlałam w jego ramionach. Poczułam jak mnie podnosi. Tak trzymając wyniósł mnie przed szkołę, na świerze powietrze. Nic nie pamiętam więcej.
SKALLY
PS. Przepraszam za błędy natury ortograficznej i zbyt długą przerwe. Mam klawiature angielska i podkreśla mi wszystkie wyrazy dlatego nie wiem które rzeczywiscie posiadaja błąd które nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz