4.
Dzień pochmurny. Teraz mam lat 21. Już dawno opuściłam dom i wyruszyłam w świat. Zapewne zastanawia was Miles. Otóż okazało się, że w szkole był chłopak o tym imieniu. To nie była ta sama osoba. Typowe. Tamte lata minęły mi na nauce, walce z mamą. Odkąd jednak miałam mój amulet, czułam, że dam radę. W najgorszych chwilach przynosił mi ukojenie.
Po co o tym pisze?
Ma to związek z pewnym wydarzeniem, w mojej pierwszej pracy jaką podjęłam. Pracowałam jako kelnerka. W ten dzień wszedł do kawiarni młody mężczyzna. Miałam 19 lat. Zgodnie z zasadami zapytałam go co podać. On jednak patrzył na mnie. Przewiercał wzrokiem, jakby czytał z mojej duszy. Jednak zanim zaczęło się robić niezręcznie i dziwnie, wzrok zwrócił na mój talizman. Zobaczyłam zaskoczenie, a potem zaczął się wwiercać spojrzeniem w moją duszę. Spróbowałam zapytać jeszcze raz w czym mogę pomóc. Nic. Dopiero jak wszedł następny klient mężczyzna odwrócił się i wyszedł szybkim krokiem. Nie mogłam zrozumieć dlaczego się tak stało. Byłam na początku pracy więc cała sytuacja mnie rozproszyła. Jednak jeden dotyk zimnego metalu, jedno spojrzenie i już byłam spokojniejsza Zapomniałam o tej sytuacji. Dopiero teraz zrozumiałam, że to był przełomowy moment. Dla mnie.
Dwa lata po tym wreszcie przeszłość mnie dopada wytaczając mi nowe ścieżki życia.
***
Obrócił się i popatrzył na ciało. Od uderzenia minął dzień, a ona się dalej nie rusza. Może jednak przełożony się mylił. Zwykły człowiek nie przeżyje uderzenia nawet minimalna dawką magii, a tą dziewczynę uderzyła dawka mogąca powalić dwóch rosłych elfów. Może przesadziłem.
Kurwa.
Oby tylko się nie wściekli. Podróż do Domu zajmie jeszcze jakieś dwa dni. Oby się ocknęła. Ruchem ręki zaczarowałem kierownice i poszedłem sprawdzić co z nią. Babcia nauczyła mnie jak sprawdzić czy osoba żyje.
Kurwa.
Jednak te wskazówki były skierowane na nasz gatunek, nie gatunek ludzki. Zaczynało mi się coraz mniej podobać ta misja.
Zachodziłem w głowę po co im tak ziemska dziewczyna? Była ładna, naprawde piękna, drobna, o blond włosach. I to tyle. Nie pracowała na jakimś ważnym stanowisku, nie pełniła pożytecznego dla nas stanowiska. Coś mi tu nie grało.
Dlaczego wobec śmiertelniczki polecili użyć magii?
Chyba że nie była śmiertelniczką. Zacząłem przeszukiwać pamięć w rejestrze o osobach zaginionych albo półelfów. Nikt nie pasował opisem do tej dziewczyny. Rejestry nie są jednak kompletne.
Kurwa.
Eh. Nic nie zrobię. Wróciłem za kółko. Nic się nie dowiedziałem. Nie sprawdziłem nawet czy żyje. Muszę więc czekać i jechać dopóki nic się nie zmieni. Chwyciłem mój naszyjnik by zyskać od niego energię. Wtem stała się dziwna rzecz. Oparzył mnie. Zmarszczyłem brwi. W szybie zobaczyłem rozbłysk światła idealnie w momencie kiedy mój pentagram mnie oparzył. Odwróciłem się szybko. Dziewczyna leżała tak jak wcześniej. Jednak teraz pod jej bluzką świeciło się światło.
Co jest kurwa grane?
Wróciłem na tył i przyjrzałem się szyi dziewczyny. Był tam czarny rzemyk. Zaintrygowany pociągnąłem za niego. Wysuwał się powoli wciąż tlący się przedmiot. Kiedy w końcu wysunął się cały zaniemówiłem. Był tam pentagram. Bardzo podobny do mojego, jednak identyczny z innym pentagramem. Króla. Odskoczyłem szybko.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Jeśli to jest ten sam amulet, a niema mowy o pomyłce, każdy z nas przysięgał na niego i dopóki panował dany ród, każdy z poddanych miał naniesiony na skórę jego podobiznę. Ja miałem na plecach, dokładnie na prawej łopatce.
Kurwa mać.
Ona jest część rodu królewskiego. A ja w nią walnąłem mocą. To samo w sobie jest złamaniem zasad.
Kurwa.
Muszę ja obudzić. Tylko w ten sposób po upewnieniu się, że jest cała, mam szanse na łaskę u króla. Mój przełożony nie weźmie odpowiedzialności. Miesiące ją szukałem po całym kraju. Miałem tylko opis. I ją w końcu znalazłem. A teraz grozi mi śmierć. Prawo mówi wyraźnie że nawet podniesienie ręki w geście pomachania w stosunku do królewskiego rodu kończy się śmiercią. A prawo jest najbardziej przestrzegane.
Jestem martwy. Choć jeszcze może się uratuję. Oparzenie już zniknęło. Jej amulet też już zgasł. Siedziałem możliwie najdalej próbując przypomnieć sobie słowa kapitana "Masz ja za wszelką cenę złapać i dowieźć do Domu. Jeśli trzeba użyj magii." I to tyle po szczegółach. Żadnego "ma być dobrze traktowana" ani "uważaj na nią". Tylko złapać i dowieźć. Może nie jest źle jak myślałem. Jednak kurwa musze ją obudzić.
Słońce zachodziło. Mogłem zdjąć zbroję. Była ciężka w miarę jak dzień mijał chociaż wykonana z bardzo lekkich materiałów i zaczarowana przez wyrocznię. Normalnie, dla nas miała swoje kolory, jednak dla ludzi nie widoczna w ogóle. Ja miałem czarną, symbolizującą moją pracę dla rady. Nie byłem strażnikiem, należałem, tak jak i mój ród, do grupy wykonującej specjalne misję dla rady i dla samego króla. Tylko dowódca jest wybierany przez władcę, reszta z nas jest przypisana bo nasze rodziny zostały przypisane do tej roli.
Każdy ród pełni funkcję jaką otrzymał na początku. Dlatego chłopcy są najbardziej pożądani w naszym świecie. Musi być przynajmniej jeden chłopiec by zachował się ród. Córki przechodzą do rodzin mężów i należą po ślubie do rodu męża. Tylko potężniejsze rody, których córki wychodzą za mąż mogą przynależeć z mężem do jej rodu. Jednak tylko za zgodą króla i rady. Są to rzadkie przypadki.
Samochód jechał spokojnie. Zbroja leżała oparta o ścianę auta. Siedziałem i jadłem sobie jabłko, zastanawiając się jak obudzić dziewczynę, kiedy ona się poruszyła. Zamarłem. Wyrzuciłem jedzenie, podszedłem do niej. Potrząsając jej ramieniem:
-Obudź się. Hej. Żyjesz? -mój głos zdradzał zdenerwowanie
Ona tylko się poruszyła. I tyle. Nic więcej się nie stało. Dalej nie reagowała. Klęczałem tak z 5 minut czekając aż się znów poruszy. Nic.
Zrezygnowany usiadłem z powrotem. Za pomocą magii zabezpieczyłem samochód i położyłem się zmęczony spać. Wyczarowałem koce, poduszki. Jedne dałem dziewczynie, drugie wziąłem dla siebie. Miałem nadzieje, że jutrzejszy dzień przyniesie lepsze wiadomości.
***
Otacza mnie obłok czarny i gęsty. Nie mogę się ruszać. Ciągle tylko widze obrazu przelatujące w nieznanym kierunku, z bardzo daleko. Nie mogę się poruszać. Ciało nie słucha. Próbuje i próbuje ale to nic nie daje. Nie wiem jak długo jestem w takim stanie. To mnie przeraża. Chwyciłam amulet. Trzymam go i próbuje iść. W pewnej chwili, nie wiem czy po godzinie czy dniu, oparzył mnie. Przeżyłam szok. Dlaczego on mnie parzy? Puściłam go, popatrzyłam na rękę. Będzie się długo goić pomyślałam. Jednak stało się coś bardziej dziwnego. Rana zaczynała się goić 1000x szybciej niż normalnie. Kolejny szok. Ostrożnie dotknęłam medalionu. NIe był już gorący tylko zimny. Co to ma znaczyć? Coraz rozpaczliwiej próbowała się poruszać, aż w końcu mgła jakby opadła, ruszyłam się. Jednak znów zapadłam się w mrok coraz głębiej.
Skally
sobota, 14 listopada 2015
wtorek, 20 października 2015
Księżyc w morku - 3.
3. Obudziłam się w łóżku zalana potem. Nie wiedziałąm gdzie się znajduję ani co się dzieje. Po chwili ustało szybkie bicie serca, a wzrok, początkowo zamazany, wracał do normalności. Mogłam rozpoznać elementy mojego pokoju. Moją fioletową zasłonę, ściany z malunkiem czaski i liści. Zrobiłam ten rysunek kilka lat temu, po obejrzeniu obrazu Juana Valdesa Leala "W mgnieniu oka". Tak bardzo spodobał mi się obraz, że postanowiłam namalować własny pomysł z użyciem właśnie czaszki. Liście odzwierciedlają długie jesienne wieczory spędzone na malowaniu dzieła. Jednak w tamtej chwili nie myślałam o tym w pierwszej kolejności. Wszystkie możliwe myśli przelatywały mi przez głowe, nie zatrzymując się na dłużej.
Jaka jest godzina? Którego dzisiaj mamy? Czy ja śniłam czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?
Wstałam powoli, podeszłam do łóżka trasą dobrze mi znaną, aby spojrzeć na zegarek ustawiony na biurku. Data wskazywała 14 października. Wczoraj był 13. Czyli zgada się chronologia. Wczoraj był normalny dzień szkolny.
Ale czy to mogło być realne wszystko co widziałam, czułam i myślałam?
Zerknęłam w poszukiwaniu sukienki, butów i mojej torby. Zmarszczyłam brwi. Moja torba leżała przy biurku, tam gdzie zawsze ją kładę. Mój strój, nie ten wytworny z marzeń. ale stary prowokacyjny leżał na krześle.
Co jest grane?
Czyli tylko mi się to przyśniło. Zepchnęłam rzeczy z krzesła, żeby usiąść. Nie wiedziałam czy z ulgi czy żalu, że jednak nic się nie wydarzyło. Popatrzyłam na biurko po chwili chowania twarzy w dłoniach. Moją uwagę przykuło lekkie świateło pobłyskujące z jednego z przedmiotów. Nie widziałam dokładnie co to jest więc podeszłam bliżej. Nikt napewno mi tego nie kupił ani moje środki nie pozwalały na kupno czegoś takiego. A jednak tam leżało. Jakby wyczuwając mój ruch przedmiot zalśnił mocniej kiedy się zbliżyłam.
Znów śnię?
Zamknęłam oczy mając nadzieje, że ten koszmar się skończy. Otwarłam po chwili a przedmiot dalej tam był. Świecił mocniej niż na poczatku. Wybiegłam z pokoju do kuchni. Była tam mama. Popatrzyła na mnie dziwnie, jakby podejrzewając mnie o coś.
-Co się wczoraj stało? - zapytałam zaniepokojona
-Coś się miało stać? - odparła mama patrząc jeszcze bardziej podejżliwie
Powiedzieć czy nie powiedzieć? Nigdy nie miałam dobrych relacji ani nie ufałam mamie. Stwierdziłam, że taka nowina zafunduje mi tylko kłopoty.
-Nie, nic... Pójdę się przygotować do szkoły.
Wypadłam z kuchni zanim mogła mi coś odpowiedzieć. Weszłam szybko do pokoju i zamknęłam drzwi. Wtedy zadzwonił budzik. O cholera szkoła. Podbiegłam do szafy chcąc ja otworzyć. Kiedy zerknęłam w jej stronę, zastanawiając się co na siebie założyć dziś, zamarło mi serce. Stanęłam jak wryta. To nie była moja szafa. Miałam przewidzenia. Moja szafa była zbiorem ubrań przeriobionych własnoręcznie przeze mnie na prowokujące i jeszcze bardziej prowokujące. A ta szafa była wypełniona szykownymi ubraniami, pełnymi wdzięku, prosto ze sklepów z manekinów.
Teraz myśląc o tym musiałam zabawnie wyglądać przygladając się szafie jakby wyjętej z magazynu ze strache w oczach i zdezorientowanym wyrazem twarzy.
Dotykałam ręką tkanin, chcąc się upewnić czy są prawdziwe. Najdelikatniejsze z możliwych, przyjemne w dotyku. Znów zadzwonił budzik. Była 7, a ja byłam już spóźniona. Jednak nie mogłam się oderwać od tego nierealenego zdarzenia. Szczypałam, klepałam się po rękach. Nic. Wszysto jak było tak zostało. Przypomniałam sobie o szkole. Wybrałam szybko stórj najmniej wytworny, najbardziej normalny. Pobiegłam do łazienki. Po chwili wypadłam stamtąd zgarniając po drodze rzeczy z biurka do złapanej w biegu torby i pobiegłam na autobus. Popatrzyłam na zegarek. Byłam przekonana, że się spóźniłam. Zawsze trzeba było być 10 min przed planowaną godziną odjazu do kierowca lubił przycisnąć pedał gazu. Dobiegając na miejsce zobaczyłam, że autobus stoi dalej. Pobiegłam jeszcze szybciej i weszłam jako ostatnia do niego. Usiadłam na pierwszym wolnym miejscu oddychając cieżko, ale ciesząc się z takiego obrotu sytuacji. Jazda do szkoły jest tak samo nudna. Nic ciekawego po drodze, niektórzy uczniowie się uczą, inni śmieją już od raza, a inni śpią. Po dojechaniu, poczekałam, aż autobus opustoszeje i poszłam wolno na lekcje. Czułam na sobie ciekawe spojrzenia. Nie rozumiałam dlaczego. Na wyjatkowo nudnych lekcjach, po latach nie pamiętam już czy to angielski czy przyroda, wkońcu domyśliłam się dlaczego każdy na mnie patrzy. Miałam inni stórj niż zawsze. Ten był normalny, mieścił się w standardzie. Zwykła koszula nie odsłaniająca za wiele, dopasowane spodnie, tenisówki. To mnie samą przeraziło. Na przerwie zastanawiałam się czy nie zrobić czegoś z tymi rzeczami. Stałam przy szafce chowając rzeczy, kiedy znalazłam między zeszytami dziwny przedmiot. Dalej świecił, ale teraz bardzo lekko. Chwyciłam go i przyjżałam się. Znałam ten symbol. Pentagram. Zdziwiłam się. Wiedziałam, że istnieją dwa rodzaje dobry i zły, ale nigdy nie mogłam ich zapamiętać. Jednak przeczucie mówiło mi, że ten jest dobry. Czułam się lepiej majac go w ręce. Tak pewniej i bezpieczniej. Nie zdziwiłabym się jeśli by okazał się tym zły, ale narazie był dla mnie dobry. Zastanawiałam się co z nim zrobić.
Ukryć? Założyć?
Wybrałam założenie. Nie tyle, że względu na jego wygląd ile ze względu na jego moc i symbolikę dla mnie. Postanowiłam zachować cząstke dawnej buntowniczej siebie (jeśli to ten zły to tym bardziej). Kiedy go założyłam zabłysną i zgasł. Dziwnie się poczułam, ale też dobrze.
Tak mijały kolejne dni, miesiące, lata. Nie zdejmowałam naszyjnika ani na chwilę. Do czasu.
poniedziałek, 7 września 2015
Księżyc w mroku - 2
2.
W szkole radziałam sobie bardzo dobrze. No przynajmniej na początku. Potem gdy weszły trudniejsze rzeczy przestałam w ogóle się starać. To było było jeszcze w podstawówce. Potem miałam okres,że nie słuchałam nauczycieli ani nic nie robiłam na lekcjach, nie wypełniałam swoich obowiązków. Taki okres buntu, podczas dorastania. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy poznałam Milesa. Miałam wtedy 16 lat. Byliśmy w szkole, na lekcji literatury angielskiej. Od miesiąca trwał mój bunt, po przerwie jaką miałam, żeby się odemnie odczepili, tylko teraz miałam najgorszy swój etap i nie było widać końca. Teraz był okres, kiedy zmieniłam swój ubiór na wyzywający. Raz próbowałam tak wyjść z domu to mama, mimo że jestem już prawie dorosła, dalej uznawała kary za nieposłuszeństwo. Dostałam wtedy tak po kościach, że wszyscy się pytali co się stało. Miałam pręgi na skórze w bardzo widocznych miejscach. Matka straciła na chwile rozum wtedy. Nigdy więcej nie wyszłam tak. Bałam się. Nauczyłam się wtedy jak ukrywać rzeczy. Tak więc przemycałam ubrania, kosmetyki do makijażu do domu i chowałam w dziurze za łóżkiem.
Ta dziura powstała jeszcze przede mna, przed zajęciem przeze mnie pokoju. Nigdy nie wspomniałam rodzicom o jej istnieniu. Chowałam tam najulubieńsze zabawki, których nie chciałam by mama zabrała, czasem słodycze, gdy nauczyłam się jaki to wielki skarb. Wracając z krainy marzeń. Miles. Pierwszy raz go widziałam wtedy, a okazało się że to jego pierwsza lekcja w naszej szkole. Siedzieliśmy i omawialiśmy Hamleta Szekspira. Nauczycielka nudziła niemiłosiernie. Miałam dość. Jakieś nudy o czaszkach, miłości, kiedy wszedł on. Wysoki, umięśniony. Nie przesadnie, ale w sam raz. Twarz miał pociągłą, mocno zarysowaną, z orlim nosem. Niebieskie oczy, przyciągały wzrok i nie pozwalały się oderwać. Wszedł pewnie do klasy z uśmiechem na ustach wyrażającym"jestem najlepszy". Ja podniosłam wzrok z zeszytu w którym bazgrałam jakiś wzorek i juz nie oderwałam wzroku dopóki nie usiadł obok mnie. Kiedy
wszedł zrobiło się zamieszanie wśród uczniów. Zaczęły się szepty i pokazywanie palcami, nie dokońca dyskretne. Nauczycielka ze starości nic nie zauważyła, tak więc przybysz musiał chrząknąć by przykuć jej uwagę. Śmiech na sali pojawił się błyskawicznie. Nasz nowy kolega uśmiechnął się do nas skłonił głowę, jak na jakimś cholernym przedstawieniu i zwrócił się do pani Jones:
-dzień dobry prosze pani -powiedział nie przestając sie usmiechac i podal jej trzymana kartke i dodal z ironia w glosie- mam nadzieje ze bardzo nie przeszkadzam.
-witam chlopcze, milo Cie widziec -powiedziała czytając kartke - prosze prosze, widze ze omawiales Szekspira juz. Niestety my wlasnie zaczynamy, wiec proponuje bys zajal sie czyms innym w lawce i nie przeszkadzal klasie w lekcji. - spogladajac na niego i lustrujac wzrokiem sale- tam obok Emily jest miejsce, zajmij je prosze.
Usmiechnela się do niego, odwróciła i zaczela dalej prowadzić lekcje. Mi serce zabilo szybciej kiedy uslyszalam ze ma siąść obok mnie. Niewiedzialam dlaczego, ale bylo to niespotykane uczucie. Miles spojrzal po sali i usmiechnal się do mnie. Poczulam jeszcze szybsze bicie serca jesli to bylo wogole mozliwe, a on jakby czytając mi w myslach poszerzyl usmiech i przemierzając przez sale usiadl obok mnie. Cala klasa na nas patrzyla. No dobra na niego, ja nie bylam wyjątkiem, ale on patrzyl na mnie. Kiedy usiadl sposcilam wzrok na zeszyt i staralam sobie przypomniec jak dalej ma wygladac moj rysunek. Pani Jones niczego nie zauwazyla, bo co ma zauważyć osoba tak wiekowa, i dalej omawiala poszczególne fragmenty dziela. Czesc klasy juz odwrocila wzrok i zajela sie wlasnymi sprawami, czesc jeszcze się patrzyła i komentowala przyciszonym glosem cala scene. Ja patrzylam w zeszyt i rysowalam, ale czulam na policzku palacy wzrok młodzieńca siedzacego obok mnie. Tak siedzieliśmy cala lekcje. Raz odworcil wzrok by zobaczyc sale dookola ktora byla prawie pusta i znow patrzyl na mnie. Na minute przed dzwonkiem wstalam i pospiesznie oposcilam sale. Uslyszalam jak ktos za mna wstaje, ale po wyjsciu za drzwi klasy puscilam sie biegiem do toalety dla dziewczat. Nie odwracałam sie. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Słyszałam bicie własnego serca i wolajacy mnie glos:
-Emily! Emily! Stoj! Emily!!- ten glos. Chcialam moc slyszec tylko ten glos. Jednak bylam pewna ze beda klopoty dlatego wbieglam do toalety i zamknelam jedna z kabin, dyszac i dziekujac w duchu konstruktorom ktorzy ja tak blisko wybudowali. Jednak moja radosc nie trwala dlugo. Uslyszalam jak drzwi sie otwierają i ktos wchodzi do srodka. Na początku myślałam że to jakas dziewczyna nagle samotnie wybrala sie na poprawe makijazu. Mylilam sie. To byl on. Cicho pukal do kazdej z kabin i ja otwieral, nucac pod nosem jakas stara piosenke przeboj lat 80. Dotarl wreszcie do mojej kabiny. Zapukal potem popchnal drzwi. Nie otworzyly sie. Pogratulowalam sobie w duchu, teraz mnie nie dostanie. Stalam przed toaleta juz odprężona kiedy cos kliknelo i drzwi zaczely sie otwierac. Zamarlam ze zdziwienia. On sie tylko usmiechal kiedy juz zobaczylam jego twarz. Te oczy byly jak ocean, mialam ochote sie w nich zanurzyc,
poplywac. Ale bylo tez cos dziwnego jakby mroczna czesc jego natury wyszla na wierzch. Nic nie mowiac wszedl do kabiny,zmuszając mnie troche dalej i zamknal drzwi. Powinnien zagrzmiec drzwonek i toaleta powinna pekac w szwach, ale nic takiego sie nie zdarzylo. Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze 10 min do dzwonka. Zaklelam w duchu. Jaka ze mnie idiotka. Juz sie opanowalam, teraz bylam zla i nie ukrywalam ze jestem zla. On tylko sie zasmial
-jestes slodka jak sie zloscisz Emily -powiedzial dalej sie smiejac jak jakis 7 latek- och Emily dlaczego uciekalas przeciez Cie wolalem?
-dlaczego mnie goniles? -odparlam gotujac sie ze zlosci
-bo uciekalas a nie zdazylem sie przedstawic -odparl z jeszcze wiekszym usmiechem na tej przystojnej twarzy
-jestem Miles Smith nowy uczen przybyly z Nowego Yorku a Ty? -blysk zebow, skloniecie glowy, wesola mina ale z powazniejszym tonem. Jescze tylko brakowało by pocalowal mi reke jak w jakims kiepskim starym filmie. Odpowiedziałam niechętnie
-jestem Emily Black.
-milo Cie poznac Emily.
Atmosfera w ciasnej kabinie zrobila się dziwna. Nie wiedzialam co sie dzieje. On tam stal i sie usmiechal opierając sie o ścianę i patrzac na mnie wyglodniale. Nie wytrzymalam:
-czego chce... - niedokonczylam. Poczulam jak jego usta stykaja sie z moimi. Szok. Stalam sparaliżowana z sercem bijacym w piersi jakby chcialo wyskoczyć i przebiec caly kraj bez tchu, z ustami chlopaka na moich. Trwalo to wiecznosc. W rzeczywistości kilka sekund, potem on oderwal sie stanal prosto, usmiechnal sie i wyszedl bez slowa zostawiajac mnie w kompletnym zaskoczeniu. Stalam jeszcze chwile nie mogac sie poruszyc, moje mysli przelatywaly jedna przez druga. W glowie milion pytan ale brak odpowiedzi. Kiedy juz moglam sie ruszyc zaczelam sie zbierac do wyjscia. Nie zauwazylam nawet kiedy zadzwonil dzwonek. Teraz lazienka wypelnila sie odgłosem rozmozmów koleżanek. Siegnelam po torbe lezaca na ziemi. Tu szok. Spojrzalam na dół, a tam pusto! Nie moglam w to uwierzyc. Gdzie sie podziala moja torba? Lezal tylko skrawek papieru. Miałam go nie podnosić, gdy jakaś siła wzięła I zrobiła to za nie. To co przeczytałam, było z początku niezrozumiałe jak język inków, ale po chwili dostałam olśnienia.
"Jest moja, jak zasluzysz dostaniesz ja M."
Mialam ochote go zabic. Okradł mnie! I to po pierwszej lekcji. Jaka ze mnie glupia dziewczyna. Wybieglam z lazienki i zaczelam szukac tego faceta. Myslalam ze wybuchne. Przelecialam korytarze nic. Tylko wszedzie te same znajome twarze. Zrezygnowana wrocilam do szafki. A tu
zaskoczenie. Kartka papieru przyczepiona taśmą, podoba do wcześniejszej. Myslalam ze znow ktos sobie zarty stroi, to był by nie pierwszy raz kiedy ktoś bawi się moim kosztem, ale przeczytalam ja:
"No no no szybko myslisz, moze teraz pomyslisz nad swoim strojem? M."
Stalam gapiac sie w kartke nic nie rozumiejc. Co on ma do mojego stroju? Bluzka na cienkich ramiaczkach z głębokim dekoltem z dzinsowa krotka kurtka, do tego czarne mini, kabaretki i wygodne buty na plaskim obcasie. Wiem ze przesadzam, ale mi sie to podoba. Obrocilam kartke ze zloscia sprawdzic czy nic nie napisal wiecej, a tam tylko jedno slowo.
"Szafka"
Nie wiedzac co zrobic otworzylam ja wyrzucajac przy okazji kartke do bliskiego kosza. Kiedy spojrzalam do szafki wisiala tam kremowa sukienka do polowy ud z dekoltem zakrywającym wszystko co trzeba, będącym jednak na tyle dużym by nie było wątpliwości co jest pod spodem. Do tego buty pasujace kolorystycznie. Stalam w szoku. Oczywiscie byla kolejna kartka przyczepiona do wieszaka sukienki
"Moim zdaniem w tym bedziesz wygladac duzo lepiej. M."
Nie wiedzialam co powiedziec. Rozejrzalam sie po korytarzu w poszukiwaniu ukrytej kamery czy kogos krzyczacego niespodzianka. Nic takiego się nie stało. Wiedzialam ze za chwile kolejna lekcja. Jednak nie moglam sie opanowac i dotknelam sukienki. Była przepiękna. Wyjelam ja i obejrzalam. Nie wiedzialam co zrobic. Ubrac ja czy nie dac sie bawic w podchody. Przypomnialam sobie o plecaku i moich rzeczach. Nie moglam ich stracic bo mialabym szlaban i te pieniądze zarobione dzis rano. To byly moje jedyne oszczednosci. Musialam go odzyskac. Postanowilam zabrac sukienke i buty na lekcje, gdyz zadzwonil dzwonek. Idac z moim nowym 'plecakiem' zastanawialam sie kiedy sie przebrac. Postanowilam pojsc do najblizszej lazienki. Weszlam i przebralam sie. Ogladajac sie w lustrze rozplakalam sie. Wygladalam tak pieknie. Ta sukienka byla stworzona na mnie. Pasowala idealnie. Buty okazaly sie w dobry rozmiarze na obcasie, ale podkreslajace moje nogi. Zalowalam ze nie mam takich wiecej. Postanowiłam odrazu stonowac makijaz i wlosy. Kiedy skonczylam zmienilam sie nie do poznania. Ale jaki to byl efekt. Bylam piekna. Zebralam swoje rzeczy i udalam sie na lekcje, szukajac wymowki po drodze spoznienia. Weszlam do klasy i juz mialam zaczac sie tlumaczyc kiedy nauczyciel przestal pisac i spojrzal na mnie. Pan Gary upuscil krede i otworzyl usta. Kiedy spojrzalam na klase widzialam niedowierzanie i szok na twarzach kolegow.
-Emily to Ty?- zapytal pan Gary
-tak to ja-potwierdzialm -ja chcialam przeprosci za spoznienie prosze pana poszlam sie przebrac -tlumaczylam sie nie poradnie nie wiedzac co mowic
On tylko stal nie wierzac. Niesmialo spytalam
-moze ja usiade?
-a tak tak siadaj -pokiwal glowa
Kiedy szlam na swoje miejsce czulam na sobie wzrok wszystkich, ale ja szukalam jego. Siedzial ławkę obok mojej. Uśmiechal sie i kiwal glowa z uznaniem. Mialam ochote go zabic. Jednocześnie chciałam mu podziękować. Jednak nie dalam mu tej satysfakcji. Usiadlam i skupilam sie na lekcji. Pan Gary jakos sie otrzasnal i zaczal spowrotem pisac cos na tablicy. W miare jak mijaly minuty kolejne osoby odwracaly wzrok. Ale nie on. Sięgnął do swojego plecaka i wyja z niego moj zeszyt i olowek, nachylił się i polozyl mi go na lawce. Poczułam zapach jego perfum. Jaki on był niesamowity! Wszystkie jego części pasowały do siebie idealnie, nawet ten zapach, chciałam rzucić mu się na szyje albo zabrac koszulke I z nia spac.
OH Ty głupia dziewczyno! - wrzasnął mój zdrowy rozsądek - to tylko chłopak, nikt więcej
To nie tylko chłopak - odparłam w głowie. Miałam racje to nie był tylko chłopak, ale o tym dowiedziałam się później. Narazie to był cały mój świat. Nic na to poradzić nie mogłam.
Skinęłam głową w podzięce za moje rzeczy i otworzyłam zeszyt, mając zamiar narysować kolejny wzór. Kolejne zaskoczenie. Nie był to mój zeszyt. Znaczy był, ale tylko okładka była taka sama. Na pierwszej stronie mojego zeszytu narysowałam smoka I lwa w walce. Tutaj był tylko numer telefonu. Przewróciłam na kolejna strone to samo. Kolejna znów, I następna I następna I jeszcze jedna. Przejżałam cały zeszyt I był tylko ten numer telefonu. Nie wiedząc co się dzieje spojrzałam na Milesa a on tylko mrugnął I wykonał gest mówiący "zadzwoń do mnie". Wykonałąm przeczący ruch głową z przepraszającą miną. Zmarszczył brwi, uśmiech mu przygasł. Chyba go uraziłam, pięknie pomyślałam. Dalej patrzył na mnie zamyślonym spojrzeniem. Naszczęscie nikt w klasie nie zwracał już na nas uwagi, bo chyba bym tego nie wytrzymała. Nie wiedząc co zrobić zaczęłam rysować na wolnym miejscu na pierwszej lepszej stronie. Narysowałam telefon, a na nim dwie skrzyżowane kreski, oznaczające zakaz. Pokolorowałabym to ale nie miałam piórnika więc taki czarno- biały pokazałam chłopakowi z zakłopotaną miną. On spojrzał na rysunek to na mnie, najpierw zaskoczony, potem myślący a potem wydawało mi się że się uśmiechnął. Ma mnie za gorszą, pięknie. Posmutniałam I spóściłam oczy na zeszyt, który zdarzyłam położyć czując wstyd. Nie miałam komórki, ani komputera, a telewizje mogłam oglądać rzadko, najcześciej kiedy nie było rodziców w domu. Stąd moje zamiłowanie do książek, których nie brakowało w domu I do malarstwa. Czułam się źle ze taki chłopak jak Miles musiał mnie poznać. Kiedy tak rozmyślałam wpatrzona w zeszyt usłyszałam ciche stukniecie o blat
mojej ławki. Spojrzałam a tam leżał telefon. Kolejny szok. Jeszcze kilka takich a dostane zawału chyba. W głębi duszy wiedziałam od kogo to ale musiałam się upewnić. Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął kiedy moje spojrzenie natrafiło na jego I zasalutował. Zaczęłam kręcić głową I spróbowałam oddać mu urządzenie. Rozłożył ręce w geście obrony I nie chciał go wziąć. Nie wiedziałam co robić. Nieznany chłopak dał mi dziś sukienke, buty a teraz telefon. to było nie prawdopodobne. To nie mogła być prawda. Uszczypałam się. Nic. Dalej byłam na lekcji pana Garya, w wspaniałej sukience, a on siedział obok. Wzięłam ołówek, znalazłam wolne miejsce I zaczęłam rysować. Czułam na sobie spojrzenie Milesa ale musiałam to namalować. Kiedy skończyłam pokazałam to jemu. O mało co nie spadł z krzesła ze śmiechu. Namalowałam dziewczynę a obok niej chłopaka, podobnych do nas. Z mojej podobizny wystawał dymek "NAPRAWDĘ?!". Nie wiem z czego się śmiał. Z podobizn, które nie były aż takie złe wg mnie jak na 5 min pracy czy z mojego sposobu komunikacji. Koledzy się popatrzyli na nas, ale ja myślałam czy się uspokoji. I tak już czułam się zażenowana. Chciałam znów wybiec z klasy. Spojrzałam na zegarek. Zostały dwie minuty. Odetchnęłam z ulgą. Zakmnęłam zeszyt, chwyciłam go w ręce, pan Gary właśnie powiedział ostatnie zdanie I powiedział że jesteśmy wolni, więc ruszyłam z miejsca szybko próbując opuścić salę. Poczułam szarpnięcie I wyladowałam w czyjiś ramionach. Zastanawiałam się w głowie co mi jeszcze się dziś przytrafi. Poczułam ten zapach. Pierwszy nasz dotyk, miałam zapamiętać go na zawsze. Wiedziałam że staliśmy się sensacji dzisiejszego dnia. On się tym nie przejmował chyba. Z łatwością mnie podniósł I wziął na ręce. Poczuł że mu się wyślizguje kiedy zemdlałam w jego ramionach. Poczułam jak mnie podnosi. Tak trzymając wyniósł mnie przed szkołę, na świerze powietrze. Nic nie pamiętam więcej.
SKALLY
PS. Przepraszam za błędy natury ortograficznej i zbyt długą przerwe. Mam klawiature angielska i podkreśla mi wszystkie wyrazy dlatego nie wiem które rzeczywiscie posiadaja błąd które nie.
W szkole radziałam sobie bardzo dobrze. No przynajmniej na początku. Potem gdy weszły trudniejsze rzeczy przestałam w ogóle się starać. To było było jeszcze w podstawówce. Potem miałam okres,że nie słuchałam nauczycieli ani nic nie robiłam na lekcjach, nie wypełniałam swoich obowiązków. Taki okres buntu, podczas dorastania. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy poznałam Milesa. Miałam wtedy 16 lat. Byliśmy w szkole, na lekcji literatury angielskiej. Od miesiąca trwał mój bunt, po przerwie jaką miałam, żeby się odemnie odczepili, tylko teraz miałam najgorszy swój etap i nie było widać końca. Teraz był okres, kiedy zmieniłam swój ubiór na wyzywający. Raz próbowałam tak wyjść z domu to mama, mimo że jestem już prawie dorosła, dalej uznawała kary za nieposłuszeństwo. Dostałam wtedy tak po kościach, że wszyscy się pytali co się stało. Miałam pręgi na skórze w bardzo widocznych miejscach. Matka straciła na chwile rozum wtedy. Nigdy więcej nie wyszłam tak. Bałam się. Nauczyłam się wtedy jak ukrywać rzeczy. Tak więc przemycałam ubrania, kosmetyki do makijażu do domu i chowałam w dziurze za łóżkiem.
Ta dziura powstała jeszcze przede mna, przed zajęciem przeze mnie pokoju. Nigdy nie wspomniałam rodzicom o jej istnieniu. Chowałam tam najulubieńsze zabawki, których nie chciałam by mama zabrała, czasem słodycze, gdy nauczyłam się jaki to wielki skarb. Wracając z krainy marzeń. Miles. Pierwszy raz go widziałam wtedy, a okazało się że to jego pierwsza lekcja w naszej szkole. Siedzieliśmy i omawialiśmy Hamleta Szekspira. Nauczycielka nudziła niemiłosiernie. Miałam dość. Jakieś nudy o czaszkach, miłości, kiedy wszedł on. Wysoki, umięśniony. Nie przesadnie, ale w sam raz. Twarz miał pociągłą, mocno zarysowaną, z orlim nosem. Niebieskie oczy, przyciągały wzrok i nie pozwalały się oderwać. Wszedł pewnie do klasy z uśmiechem na ustach wyrażającym"jestem najlepszy". Ja podniosłam wzrok z zeszytu w którym bazgrałam jakiś wzorek i juz nie oderwałam wzroku dopóki nie usiadł obok mnie. Kiedy
wszedł zrobiło się zamieszanie wśród uczniów. Zaczęły się szepty i pokazywanie palcami, nie dokońca dyskretne. Nauczycielka ze starości nic nie zauważyła, tak więc przybysz musiał chrząknąć by przykuć jej uwagę. Śmiech na sali pojawił się błyskawicznie. Nasz nowy kolega uśmiechnął się do nas skłonił głowę, jak na jakimś cholernym przedstawieniu i zwrócił się do pani Jones:
-dzień dobry prosze pani -powiedział nie przestając sie usmiechac i podal jej trzymana kartke i dodal z ironia w glosie- mam nadzieje ze bardzo nie przeszkadzam.
-witam chlopcze, milo Cie widziec -powiedziała czytając kartke - prosze prosze, widze ze omawiales Szekspira juz. Niestety my wlasnie zaczynamy, wiec proponuje bys zajal sie czyms innym w lawce i nie przeszkadzal klasie w lekcji. - spogladajac na niego i lustrujac wzrokiem sale- tam obok Emily jest miejsce, zajmij je prosze.
Usmiechnela się do niego, odwróciła i zaczela dalej prowadzić lekcje. Mi serce zabilo szybciej kiedy uslyszalam ze ma siąść obok mnie. Niewiedzialam dlaczego, ale bylo to niespotykane uczucie. Miles spojrzal po sali i usmiechnal się do mnie. Poczulam jeszcze szybsze bicie serca jesli to bylo wogole mozliwe, a on jakby czytając mi w myslach poszerzyl usmiech i przemierzając przez sale usiadl obok mnie. Cala klasa na nas patrzyla. No dobra na niego, ja nie bylam wyjątkiem, ale on patrzyl na mnie. Kiedy usiadl sposcilam wzrok na zeszyt i staralam sobie przypomniec jak dalej ma wygladac moj rysunek. Pani Jones niczego nie zauwazyla, bo co ma zauważyć osoba tak wiekowa, i dalej omawiala poszczególne fragmenty dziela. Czesc klasy juz odwrocila wzrok i zajela sie wlasnymi sprawami, czesc jeszcze się patrzyła i komentowala przyciszonym glosem cala scene. Ja patrzylam w zeszyt i rysowalam, ale czulam na policzku palacy wzrok młodzieńca siedzacego obok mnie. Tak siedzieliśmy cala lekcje. Raz odworcil wzrok by zobaczyc sale dookola ktora byla prawie pusta i znow patrzyl na mnie. Na minute przed dzwonkiem wstalam i pospiesznie oposcilam sale. Uslyszalam jak ktos za mna wstaje, ale po wyjsciu za drzwi klasy puscilam sie biegiem do toalety dla dziewczat. Nie odwracałam sie. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam. Słyszałam bicie własnego serca i wolajacy mnie glos:
-Emily! Emily! Stoj! Emily!!- ten glos. Chcialam moc slyszec tylko ten glos. Jednak bylam pewna ze beda klopoty dlatego wbieglam do toalety i zamknelam jedna z kabin, dyszac i dziekujac w duchu konstruktorom ktorzy ja tak blisko wybudowali. Jednak moja radosc nie trwala dlugo. Uslyszalam jak drzwi sie otwierają i ktos wchodzi do srodka. Na początku myślałam że to jakas dziewczyna nagle samotnie wybrala sie na poprawe makijazu. Mylilam sie. To byl on. Cicho pukal do kazdej z kabin i ja otwieral, nucac pod nosem jakas stara piosenke przeboj lat 80. Dotarl wreszcie do mojej kabiny. Zapukal potem popchnal drzwi. Nie otworzyly sie. Pogratulowalam sobie w duchu, teraz mnie nie dostanie. Stalam przed toaleta juz odprężona kiedy cos kliknelo i drzwi zaczely sie otwierac. Zamarlam ze zdziwienia. On sie tylko usmiechal kiedy juz zobaczylam jego twarz. Te oczy byly jak ocean, mialam ochote sie w nich zanurzyc,
poplywac. Ale bylo tez cos dziwnego jakby mroczna czesc jego natury wyszla na wierzch. Nic nie mowiac wszedl do kabiny,zmuszając mnie troche dalej i zamknal drzwi. Powinnien zagrzmiec drzwonek i toaleta powinna pekac w szwach, ale nic takiego sie nie zdarzylo. Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze 10 min do dzwonka. Zaklelam w duchu. Jaka ze mnie idiotka. Juz sie opanowalam, teraz bylam zla i nie ukrywalam ze jestem zla. On tylko sie zasmial
-jestes slodka jak sie zloscisz Emily -powiedzial dalej sie smiejac jak jakis 7 latek- och Emily dlaczego uciekalas przeciez Cie wolalem?
-dlaczego mnie goniles? -odparlam gotujac sie ze zlosci
-bo uciekalas a nie zdazylem sie przedstawic -odparl z jeszcze wiekszym usmiechem na tej przystojnej twarzy
-jestem Miles Smith nowy uczen przybyly z Nowego Yorku a Ty? -blysk zebow, skloniecie glowy, wesola mina ale z powazniejszym tonem. Jescze tylko brakowało by pocalowal mi reke jak w jakims kiepskim starym filmie. Odpowiedziałam niechętnie
-jestem Emily Black.
-milo Cie poznac Emily.
Atmosfera w ciasnej kabinie zrobila się dziwna. Nie wiedzialam co sie dzieje. On tam stal i sie usmiechal opierając sie o ścianę i patrzac na mnie wyglodniale. Nie wytrzymalam:
-czego chce... - niedokonczylam. Poczulam jak jego usta stykaja sie z moimi. Szok. Stalam sparaliżowana z sercem bijacym w piersi jakby chcialo wyskoczyć i przebiec caly kraj bez tchu, z ustami chlopaka na moich. Trwalo to wiecznosc. W rzeczywistości kilka sekund, potem on oderwal sie stanal prosto, usmiechnal sie i wyszedl bez slowa zostawiajac mnie w kompletnym zaskoczeniu. Stalam jeszcze chwile nie mogac sie poruszyc, moje mysli przelatywaly jedna przez druga. W glowie milion pytan ale brak odpowiedzi. Kiedy juz moglam sie ruszyc zaczelam sie zbierac do wyjscia. Nie zauwazylam nawet kiedy zadzwonil dzwonek. Teraz lazienka wypelnila sie odgłosem rozmozmów koleżanek. Siegnelam po torbe lezaca na ziemi. Tu szok. Spojrzalam na dół, a tam pusto! Nie moglam w to uwierzyc. Gdzie sie podziala moja torba? Lezal tylko skrawek papieru. Miałam go nie podnosić, gdy jakaś siła wzięła I zrobiła to za nie. To co przeczytałam, było z początku niezrozumiałe jak język inków, ale po chwili dostałam olśnienia.
"Jest moja, jak zasluzysz dostaniesz ja M."
Mialam ochote go zabic. Okradł mnie! I to po pierwszej lekcji. Jaka ze mnie glupia dziewczyna. Wybieglam z lazienki i zaczelam szukac tego faceta. Myslalam ze wybuchne. Przelecialam korytarze nic. Tylko wszedzie te same znajome twarze. Zrezygnowana wrocilam do szafki. A tu
zaskoczenie. Kartka papieru przyczepiona taśmą, podoba do wcześniejszej. Myslalam ze znow ktos sobie zarty stroi, to był by nie pierwszy raz kiedy ktoś bawi się moim kosztem, ale przeczytalam ja:
"No no no szybko myslisz, moze teraz pomyslisz nad swoim strojem? M."
Stalam gapiac sie w kartke nic nie rozumiejc. Co on ma do mojego stroju? Bluzka na cienkich ramiaczkach z głębokim dekoltem z dzinsowa krotka kurtka, do tego czarne mini, kabaretki i wygodne buty na plaskim obcasie. Wiem ze przesadzam, ale mi sie to podoba. Obrocilam kartke ze zloscia sprawdzic czy nic nie napisal wiecej, a tam tylko jedno slowo.
"Szafka"
Nie wiedzac co zrobic otworzylam ja wyrzucajac przy okazji kartke do bliskiego kosza. Kiedy spojrzalam do szafki wisiala tam kremowa sukienka do polowy ud z dekoltem zakrywającym wszystko co trzeba, będącym jednak na tyle dużym by nie było wątpliwości co jest pod spodem. Do tego buty pasujace kolorystycznie. Stalam w szoku. Oczywiscie byla kolejna kartka przyczepiona do wieszaka sukienki
"Moim zdaniem w tym bedziesz wygladac duzo lepiej. M."
Nie wiedzialam co powiedziec. Rozejrzalam sie po korytarzu w poszukiwaniu ukrytej kamery czy kogos krzyczacego niespodzianka. Nic takiego się nie stało. Wiedzialam ze za chwile kolejna lekcja. Jednak nie moglam sie opanowac i dotknelam sukienki. Była przepiękna. Wyjelam ja i obejrzalam. Nie wiedzialam co zrobic. Ubrac ja czy nie dac sie bawic w podchody. Przypomnialam sobie o plecaku i moich rzeczach. Nie moglam ich stracic bo mialabym szlaban i te pieniądze zarobione dzis rano. To byly moje jedyne oszczednosci. Musialam go odzyskac. Postanowilam zabrac sukienke i buty na lekcje, gdyz zadzwonil dzwonek. Idac z moim nowym 'plecakiem' zastanawialam sie kiedy sie przebrac. Postanowilam pojsc do najblizszej lazienki. Weszlam i przebralam sie. Ogladajac sie w lustrze rozplakalam sie. Wygladalam tak pieknie. Ta sukienka byla stworzona na mnie. Pasowala idealnie. Buty okazaly sie w dobry rozmiarze na obcasie, ale podkreslajace moje nogi. Zalowalam ze nie mam takich wiecej. Postanowiłam odrazu stonowac makijaz i wlosy. Kiedy skonczylam zmienilam sie nie do poznania. Ale jaki to byl efekt. Bylam piekna. Zebralam swoje rzeczy i udalam sie na lekcje, szukajac wymowki po drodze spoznienia. Weszlam do klasy i juz mialam zaczac sie tlumaczyc kiedy nauczyciel przestal pisac i spojrzal na mnie. Pan Gary upuscil krede i otworzyl usta. Kiedy spojrzalam na klase widzialam niedowierzanie i szok na twarzach kolegow.
-Emily to Ty?- zapytal pan Gary
-tak to ja-potwierdzialm -ja chcialam przeprosci za spoznienie prosze pana poszlam sie przebrac -tlumaczylam sie nie poradnie nie wiedzac co mowic
On tylko stal nie wierzac. Niesmialo spytalam
-moze ja usiade?
-a tak tak siadaj -pokiwal glowa
Kiedy szlam na swoje miejsce czulam na sobie wzrok wszystkich, ale ja szukalam jego. Siedzial ławkę obok mojej. Uśmiechal sie i kiwal glowa z uznaniem. Mialam ochote go zabic. Jednocześnie chciałam mu podziękować. Jednak nie dalam mu tej satysfakcji. Usiadlam i skupilam sie na lekcji. Pan Gary jakos sie otrzasnal i zaczal spowrotem pisac cos na tablicy. W miare jak mijaly minuty kolejne osoby odwracaly wzrok. Ale nie on. Sięgnął do swojego plecaka i wyja z niego moj zeszyt i olowek, nachylił się i polozyl mi go na lawce. Poczułam zapach jego perfum. Jaki on był niesamowity! Wszystkie jego części pasowały do siebie idealnie, nawet ten zapach, chciałam rzucić mu się na szyje albo zabrac koszulke I z nia spac.
OH Ty głupia dziewczyno! - wrzasnął mój zdrowy rozsądek - to tylko chłopak, nikt więcej
To nie tylko chłopak - odparłam w głowie. Miałam racje to nie był tylko chłopak, ale o tym dowiedziałam się później. Narazie to był cały mój świat. Nic na to poradzić nie mogłam.
Skinęłam głową w podzięce za moje rzeczy i otworzyłam zeszyt, mając zamiar narysować kolejny wzór. Kolejne zaskoczenie. Nie był to mój zeszyt. Znaczy był, ale tylko okładka była taka sama. Na pierwszej stronie mojego zeszytu narysowałam smoka I lwa w walce. Tutaj był tylko numer telefonu. Przewróciłam na kolejna strone to samo. Kolejna znów, I następna I następna I jeszcze jedna. Przejżałam cały zeszyt I był tylko ten numer telefonu. Nie wiedząc co się dzieje spojrzałam na Milesa a on tylko mrugnął I wykonał gest mówiący "zadzwoń do mnie". Wykonałąm przeczący ruch głową z przepraszającą miną. Zmarszczył brwi, uśmiech mu przygasł. Chyba go uraziłam, pięknie pomyślałam. Dalej patrzył na mnie zamyślonym spojrzeniem. Naszczęscie nikt w klasie nie zwracał już na nas uwagi, bo chyba bym tego nie wytrzymała. Nie wiedząc co zrobić zaczęłam rysować na wolnym miejscu na pierwszej lepszej stronie. Narysowałam telefon, a na nim dwie skrzyżowane kreski, oznaczające zakaz. Pokolorowałabym to ale nie miałam piórnika więc taki czarno- biały pokazałam chłopakowi z zakłopotaną miną. On spojrzał na rysunek to na mnie, najpierw zaskoczony, potem myślący a potem wydawało mi się że się uśmiechnął. Ma mnie za gorszą, pięknie. Posmutniałam I spóściłam oczy na zeszyt, który zdarzyłam położyć czując wstyd. Nie miałam komórki, ani komputera, a telewizje mogłam oglądać rzadko, najcześciej kiedy nie było rodziców w domu. Stąd moje zamiłowanie do książek, których nie brakowało w domu I do malarstwa. Czułam się źle ze taki chłopak jak Miles musiał mnie poznać. Kiedy tak rozmyślałam wpatrzona w zeszyt usłyszałam ciche stukniecie o blat
mojej ławki. Spojrzałam a tam leżał telefon. Kolejny szok. Jeszcze kilka takich a dostane zawału chyba. W głębi duszy wiedziałam od kogo to ale musiałam się upewnić. Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął kiedy moje spojrzenie natrafiło na jego I zasalutował. Zaczęłam kręcić głową I spróbowałam oddać mu urządzenie. Rozłożył ręce w geście obrony I nie chciał go wziąć. Nie wiedziałam co robić. Nieznany chłopak dał mi dziś sukienke, buty a teraz telefon. to było nie prawdopodobne. To nie mogła być prawda. Uszczypałam się. Nic. Dalej byłam na lekcji pana Garya, w wspaniałej sukience, a on siedział obok. Wzięłam ołówek, znalazłam wolne miejsce I zaczęłam rysować. Czułam na sobie spojrzenie Milesa ale musiałam to namalować. Kiedy skończyłam pokazałam to jemu. O mało co nie spadł z krzesła ze śmiechu. Namalowałam dziewczynę a obok niej chłopaka, podobnych do nas. Z mojej podobizny wystawał dymek "NAPRAWDĘ?!". Nie wiem z czego się śmiał. Z podobizn, które nie były aż takie złe wg mnie jak na 5 min pracy czy z mojego sposobu komunikacji. Koledzy się popatrzyli na nas, ale ja myślałam czy się uspokoji. I tak już czułam się zażenowana. Chciałam znów wybiec z klasy. Spojrzałam na zegarek. Zostały dwie minuty. Odetchnęłam z ulgą. Zakmnęłam zeszyt, chwyciłam go w ręce, pan Gary właśnie powiedział ostatnie zdanie I powiedział że jesteśmy wolni, więc ruszyłam z miejsca szybko próbując opuścić salę. Poczułam szarpnięcie I wyladowałam w czyjiś ramionach. Zastanawiałam się w głowie co mi jeszcze się dziś przytrafi. Poczułam ten zapach. Pierwszy nasz dotyk, miałam zapamiętać go na zawsze. Wiedziałam że staliśmy się sensacji dzisiejszego dnia. On się tym nie przejmował chyba. Z łatwością mnie podniósł I wziął na ręce. Poczuł że mu się wyślizguje kiedy zemdlałam w jego ramionach. Poczułam jak mnie podnosi. Tak trzymając wyniósł mnie przed szkołę, na świerze powietrze. Nic nie pamiętam więcej.
SKALLY
PS. Przepraszam za błędy natury ortograficznej i zbyt długą przerwe. Mam klawiature angielska i podkreśla mi wszystkie wyrazy dlatego nie wiem które rzeczywiscie posiadaja błąd które nie.
czwartek, 23 lipca 2015
Księżyc w mroku - 1.
1.
Kiedy byłam mała, każdy dorosły śmiał się z moich włosów, zaplecionych w warkoczyki, przewiązanych kolorowymi wstążkami. Nie ważne czy miałam sukienkę różową czy czarną jak na pogrzeb, każdy widział tylko moje warkoczyki. Odkąd pamiętam nienawidziłam ich, ale moja mama skutecznie mnie nauczyła,żeby ich nie ruszać, każąc mnie klapsami, odbieraniem ulubionych zabawek czy samym krzykiem. Codziennie rano wstawałam z nią, aby ona mogła wykonać swój rytuał. Ojciec nic nie mówił. Byłam dla niego obcą osoba. Nie zwracał uwagi choćbym się starała. Zniszczyłam raz lampę na jego oczach, dokładnie przed nim, ale nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Nie mam sióstr ani braci, więc doskwierała mi samotność, przepełniona obecnością okrutnej matki i nieobecnego ojca. Nigdy nie odwiedzali nas żadni krewni. Próbowałam się spytać kiedyś, po lekcji w szkole na temat rodziny, czy mam kogoś jeszcze. Wtedy po raz pierwszy tata zareagował na moje słowa. Spojrzał wymownie(teraz już wiem, że to była nienawiść w oczach) na mamę i wyszedł z domu. Matka po raz pierwszy mnie wtedy uderzyła czymś więcej niż ręką i z taką siłą, że miałam ślady przez tydzień na twarzy, tułowiu i na rękach, kiedy się zasłoniłam. Nie pamiętam nic więcej z tego dnia. Nie wiem czy zjadłam mdły obiad, który mama codziennie przygotowywała, do końca czy nie, kiedy tata wrócił ani jak znalazłam się w swoim pokoju. Pamiętam tylko, moją cichą modlitwę kiedy matka mnie biła. Rodzice nie byli religijni, ale w szkole wszystkie dzieci się uczyły modlitwy. Wiedziałam jak się modlić i co mówić. Robiłam to. Nikt z sąsiadów nie reagował kiedy mała dziewczynka chodziła po ulicy ze śladami odbitej ręki czy posiniaczoną twarzą. Jedynie jedna nauczycielka próbowała cos zrobić. Podejrzewam że wiedziała albo się domyślała prawdy. Jednak kiedy zaczęła pytać i rozmawiać, zniknęła bez śladu. Niby małe miasteczko, a każdy trzyma się z daleka od spraw, które go nie dotyczą. Moje dzieciństwo tak wyglądało.
Byłam drobną osóbką i wiele osób mną w szkole pomiatało. A mówią że dzieci akceptują każdego.. Jeden moment z dzieciństwa pamiętam jednak dobrze i czasem go wspominam.
Było lato. Matka była w dobrym humorze, a ojciec
dziwnie pogodny jak na niego. Spodziewałam się kłopotów. Jednak mama oznajmiła mi, że jedziemy do parku rozrywki. Bałam się, ale nie pokazałam tego. Udawałam, że się cieszę. Zrobiliśmy kanapki, spakowaliśmy picie, o dziwo moje ulubione -sok malinowy - którego rodzice nie cierpią, i pojechaliśmy. Droga nie byla bardza długa, ale prowadziła przez małą wioskę. Zobaczyłam wtedy zwierzęta dotąd widziane tylko w książkach:krowę, konia, pare kur. Po przyjechaniu na miejsce mama powiedziała mi, że moge spróbować wszystkich atrakcji. Nie zareagowałam na jej słowa przerażona ilością ludzi w jednym miejscu. Słyszałam śmiechy, wesołe głosy, ale ilość ludzi na raz mnie przytłoczyła. Na ziemie sprowadził mnie klaps mamy. Wtedy pokiwałam głowa i przeprosiłam. Matka się uśmiechnęła i poszliśmy. Byliśmy tam chyba cały dzień. Widziałam kilku kolegów z klasy więc zrobiło mi się jakoś jaśniej. Spróbowałam wszystkiego. Karuzeli, kolejek, nawet labiryntu. Pamiętam do dziś smak waty cukrowej. Po powrocie do domu też nie wydarzyło się nic złego, jakbyśmy byli normalną rodziną. Czułam się wtedy szczęśliwa. Jak normalna 8-latka.
SKALLY
Kiedy byłam mała, każdy dorosły śmiał się z moich włosów, zaplecionych w warkoczyki, przewiązanych kolorowymi wstążkami. Nie ważne czy miałam sukienkę różową czy czarną jak na pogrzeb, każdy widział tylko moje warkoczyki. Odkąd pamiętam nienawidziłam ich, ale moja mama skutecznie mnie nauczyła,żeby ich nie ruszać, każąc mnie klapsami, odbieraniem ulubionych zabawek czy samym krzykiem. Codziennie rano wstawałam z nią, aby ona mogła wykonać swój rytuał. Ojciec nic nie mówił. Byłam dla niego obcą osoba. Nie zwracał uwagi choćbym się starała. Zniszczyłam raz lampę na jego oczach, dokładnie przed nim, ale nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Nie mam sióstr ani braci, więc doskwierała mi samotność, przepełniona obecnością okrutnej matki i nieobecnego ojca. Nigdy nie odwiedzali nas żadni krewni. Próbowałam się spytać kiedyś, po lekcji w szkole na temat rodziny, czy mam kogoś jeszcze. Wtedy po raz pierwszy tata zareagował na moje słowa. Spojrzał wymownie(teraz już wiem, że to była nienawiść w oczach) na mamę i wyszedł z domu. Matka po raz pierwszy mnie wtedy uderzyła czymś więcej niż ręką i z taką siłą, że miałam ślady przez tydzień na twarzy, tułowiu i na rękach, kiedy się zasłoniłam. Nie pamiętam nic więcej z tego dnia. Nie wiem czy zjadłam mdły obiad, który mama codziennie przygotowywała, do końca czy nie, kiedy tata wrócił ani jak znalazłam się w swoim pokoju. Pamiętam tylko, moją cichą modlitwę kiedy matka mnie biła. Rodzice nie byli religijni, ale w szkole wszystkie dzieci się uczyły modlitwy. Wiedziałam jak się modlić i co mówić. Robiłam to. Nikt z sąsiadów nie reagował kiedy mała dziewczynka chodziła po ulicy ze śladami odbitej ręki czy posiniaczoną twarzą. Jedynie jedna nauczycielka próbowała cos zrobić. Podejrzewam że wiedziała albo się domyślała prawdy. Jednak kiedy zaczęła pytać i rozmawiać, zniknęła bez śladu. Niby małe miasteczko, a każdy trzyma się z daleka od spraw, które go nie dotyczą. Moje dzieciństwo tak wyglądało.
Byłam drobną osóbką i wiele osób mną w szkole pomiatało. A mówią że dzieci akceptują każdego.. Jeden moment z dzieciństwa pamiętam jednak dobrze i czasem go wspominam.
Było lato. Matka była w dobrym humorze, a ojciec
dziwnie pogodny jak na niego. Spodziewałam się kłopotów. Jednak mama oznajmiła mi, że jedziemy do parku rozrywki. Bałam się, ale nie pokazałam tego. Udawałam, że się cieszę. Zrobiliśmy kanapki, spakowaliśmy picie, o dziwo moje ulubione -sok malinowy - którego rodzice nie cierpią, i pojechaliśmy. Droga nie byla bardza długa, ale prowadziła przez małą wioskę. Zobaczyłam wtedy zwierzęta dotąd widziane tylko w książkach:krowę, konia, pare kur. Po przyjechaniu na miejsce mama powiedziała mi, że moge spróbować wszystkich atrakcji. Nie zareagowałam na jej słowa przerażona ilością ludzi w jednym miejscu. Słyszałam śmiechy, wesołe głosy, ale ilość ludzi na raz mnie przytłoczyła. Na ziemie sprowadził mnie klaps mamy. Wtedy pokiwałam głowa i przeprosiłam. Matka się uśmiechnęła i poszliśmy. Byliśmy tam chyba cały dzień. Widziałam kilku kolegów z klasy więc zrobiło mi się jakoś jaśniej. Spróbowałam wszystkiego. Karuzeli, kolejek, nawet labiryntu. Pamiętam do dziś smak waty cukrowej. Po powrocie do domu też nie wydarzyło się nic złego, jakbyśmy byli normalną rodziną. Czułam się wtedy szczęśliwa. Jak normalna 8-latka.
SKALLY
niedziela, 12 lipca 2015
Prolog - Ksieżyc w mroku
Słoneczny dzień. Właściwie powinnam napisać, że żar lał się z nieba strumieniami. Dookoła mnie jest cisza. Nawet mucha, którą wcześniej widziałam i słyszałam w moim pokoju, leniwie chodzi po rozgrzanym parapecie. Moich rodziców nie ma w domu. A nawet jakby byli to i tak by mnie nie zauważali, nawet spojrzeniem by mnie nie uraczyli. Leżę w cieniu na podłodze swojego pokoju, w małym miasteczku, gdzie każdy wie wszystko o sobie. W każdym bądź razie jestem tam myślami. Chodzę po ogrodzie, gdy nagle rozlega się puknie do domu. Wyrwana z marzeń wstaje i idę zobaczyć kto tak się dobija. Dochodzę do drzwi i próbuje spoglądać przez wizjer. Nic nie wiedzę, lecz to wynik mojej bezradności, niż zepsutych drzwi. Ktoś puka ponownie. Ostrożnie zaglądam przez szparę na listy. Zadowolona, że wymyśliłam sposób niezawodny. Spoglądam i trzask. Potem już nic nie pamiętam.
SKALLY
SKALLY
Subskrybuj:
Posty (Atom)